Znajduję się w
najładniejszym pokoju, jaki kiedykolwiek widziałam. Przedział przypomina
jadalnie połączoną z salonem. Na środku stoi nakryty stół, wokoło niego
rozstawione są cztery krzesła, a nad nim znajduje się żyrandol zrobiony z
malutkich kryształków. W przedziale znajduje się duży telewizor. Na przeciwko
niego ustawione są dwa fotele i kanapa. Jest tu jeszcze kilka małych stoliczków
z przekąskami i napojami. Ściany pokryte są błękitno-zieloną tapetą. Cały
przedział jest w morskim odcieniu.
- Jest piękny – mówię
i spoglądam jeszcze raz na całe pomieszczenie.
- Jeżeli uważasz, że
ten pokój jest taki świetny to nie widziałaś jeszcze prawdziwego piękna, moja
droga – Candy patrzy na mnie, jakbym zachwycała się czymś zupełnie normalnym,
przeciętnym.
- No chyba, że mówisz
o mnie. Jeśli tak, to doskonale znasz się na prawdziwym pięknie – W słowa
opiekunki wcina się Nathan i uśmiecha się szeroko, aby pokazać swoje doskonałe
białe ząbki.
- Nie mówisz chyba
poważnie, prawda?
- Śmiertelnie
poważnie – Chłopak łapie mnie za ręce i przyciąga do siebie głęboko spoglądając
w moje oczy.
- Puść mnie –
odpowiadam twardo. Nie przestaję wpatrywać się w jego błękitne oczy, aby nie
myślał, że się go boję.
Zza moich pleców
słyszę głośne chrząkanie. Nathan przenosi szybko wzrok na osobę, która weszła
do jadalni i jeszcze szybciej odsuwa się ode mnie. Tak, jakby się bał.
Odwracam się i widzę
Finnicka. Czyżby Nath bał się naszego mentora? Przyglądam się dokładnie
mężczyźnie. Pod dość obcisłą koszulą można doskonale zauważyć świetnie
wyrzeźbione mięśnie. Finnick należy do osób wysokich, ale nie olbrzymich. Włosy
ma koloru brązowego, w niektórych miejscach są one jednak jaśniejsze,
spowodowane jest to pewnie długim przesiadywaniem na słońcu. Kolor jego oczu
jest prawie taki sam jak odcień morza, który otacza nasz dystrykt.
- Jeśli już mówimy o
pięknie to masz tutaj prawdziwy przykład – mówię odważnie do trybuta wskazując
na Finnicka. Przy mentorze czuję się bezpieczna. Wiem, że nic złego mi się nie
stanie.
- Nie podlizuj się,
słoneczko – odpowiada mi cicho Nathan, tak aby Finnick nie mógł tego usłyszeć.
- Nie podlizuję się,
tylko wyrażam swoje zdanie. I nie nazywaj mnie „słoneczko”, bo tego pożałujesz.
Podchodzę do jednego
z zielonych foteli, siadam na nim po turecku i spoglądam z ukosa na mentora.
Uśmiecha się i spogląda na mnie. Szybko odwracam wzrok na drugi koniec
pomieszczenia.
Przez jedne z dwóch
drzwi wchodzi dość młody mężczyzna ubrany w biały strój. Od razu rozpoznaję w
nim awoksa. Ze szkoły wiem, że awoksem staje
się ten, który popełni przestępstwo przeciw władzy. Osobie takiej kaleczy się język, żeby nigdy już nie mogła
mówić. Zwracać się do nich można tylko rozkazując im.
- A tak
właściwie, to gdzie jest Candy? –pyta się Finnick. Ma wspaniały głos, jest
muzyką dla uszu.
- Gdzieś
zniknęła – odpowiadam nie patrząc nadal na mentora.
- W
takim razie, bądź tak miły i zaprowadź Arię do jej pokoju – mówi mężczyzna do awoksa. Nathan, pamiętasz już gdzie
jest twoja sypialnia czy trzeba ci przypomnieć? – Tym razem zwraca się do
trybuta chłodniejszym głosem.
- Doskonale pamiętam,
ale dziękuję – odpowiada chłopak, ale nie ma w jego tonie głosu ani trochę
wdzięczności.
- Odświeżcie się, gdy
będziecie gotowi przyjdźcie na kolacje – mówi Finnick i wychodzi drzwiami,
którymi wcześniej wszedł.
***
Rozglądam się po luksusowym pomieszczeniu. Cały pokój jest w odcieniach
niebieskiego. Wielkie łóżko pokryte jest delikatną kołdrą. Obok stoi stolik
nocny, na którym leży niewielki pilot. Naprzeciwko łóżka znajduje się ogromna
szafa. Otwieram ją i widzę półki wypełnione różnymi ubraniami i butami, które
zrobione są z drogich materiałów.
Kładę się na miękkim łóżku. Łzy zaczynają cieknąć mi po twarzy, nie powstrzymuję ich. Nie mam już przed nikim
ukrywać moich emocji. W końcu zdaję sobie sprawę, że jestem coraz bliżej
Kapitolu, coraz bliżej śmierci.
Po lewej stronie szafy znajdują się oszklone drzwi, które z pewnością prowadzą
do łazienki. Całe pomieszczenie jest pokryta zielonymi kafelkami. Wchodząc
do niego od razu uwagę przykuwa potężny prysznic, do którego natychmiast się
kieruję. Po kilku minutach rozszyfrowuję wszystkie przyciski na tarczy i myję
się w letniej wodzie. Prysznic osusza moje ciało.
Na śnieżnobiałej
umywalni stoi dużo specyfików. Nawet nie wiem do czego one służą. Czytam
wszystkie etykiety, ale po kilku minutach daruję sobie i rozczesuje włosy, po
czym spinam je w wysoki kucyk.
Wchodzę do pokoju
zawinięta w ręczniku i zatrzymuję się zszokowana. Na moim łóżku siedzi Nathaniel
i spogląda na mnie uśmiechnięty.
- Co ty tutaj, do cholery, robisz? – pytam się go zdenerwowana.
- Czekam na ciebie. Nie gorączkuj się tak, na paradzie możesz wystąpić nago.
Nie krępuj się – odpowiada chłopak obdarza mnie jednym ze swoich słodkich
uśmiechów.
No tak, nie myślałam o tym, na Paradzie Trybutów mogę pokazać się naga na
oczach całego Panem. Mam nadzieję, że mój stylista ma trochę zdrowego rozsądku
i nie każe mi tak występować.
- Nadal nie rozumiem, co tutaj
robisz.
- Mówiłem już, czekam na ciebie. Wreszcie możemy pobyć chwilę sami i
porozmawiać jak za dawnych lat – oznajmia Nathan.
- Wiem doskonale, że większość dziewczyn chciałaby pobyć z tobą sam na sam, ale
od każdej zasady jest wyjątek. I w tym wypadku ja nim jestem – mówię i
uśmiecham się szeroko.
- Och, nie bądź już
taka sztywna. Kiedyś chciałaś, żebym się tobą zajął – odpowiada trybut i wstaje
z łóżka. Odruchowo stawiam kilka kroków do tyłu.
- Bardzo dobrze
powiedziane. Kiedyś. Czas przeszły. Było, minęło i nie wróci. Wyjdź z mojego
pokoju – Ostatnie zdanie mówię głośniej, aby chłopak zrozumiał, że go nie chcę.
Nathan wychodząc z pokoju trzapie drzwiami
głośno.
Nie przejmuję się
chwilowym pobytem Nathaniela w moim pokoju i podążam do szafy. Po dłuższym
rozmyślaniu zakładam czerwoną zwiewną sukienkę z czarnym sweterkiem oraz
baletki.
Choć jestem gotowa idę do łóżka, leży na nim podarunek Sussy. Biorę bransoletkę
do ręki i przyglądam jej się uważnie. Sussan sama ją zrobiła. Jest to
pomalowany na niebiesko i szaro sznurek, z którego robi się sieci rybackie. Po
chwili zastanowienia, zakładam bransoletkę na prawą rękę. Mam nadzieję, że
przyniesie mi szczęście, tak jak mówiła przyjaciółka.
Kiedy wchodzę do głównego przedziału wszyscy już są. Zasiadamy do stołu
i zaczynamy jeść. Pozostała trójka śmieję się i rozmawia ze sobą. Ja nie mam
ochoty. Wolę w spokoju delektować się każdym kęsem potrawy, którą mam na
talerzu.
Po posiłku Candy proponuje, abyśmy
zobaczyli dożynki we wszystkich dystryktach. Siadamy wygodnie na kanapie,
włączamy telewizor.
Trybuci z Jedynki i Dwójki zgłosili się. Dziewczyna z Siódemki zaczęła
strasznie płakać, zajęło trochę czasu, aż uspokoiła się na tyle, aby
kontynuować dożynki. Drugim trybutem okazał się bliski trybutce chłopak, bo
zaczęła jeszcze bardziej płakać niż wcześniej. Para z Jedenastki wygląda na
groźnych. Reszta trybutów nie była godna zapamiętania. Wszyscy bali się, mieli
zdziwione miny i łzy w oczach.
Finnick wyłącza telewizor i zaczyna mówić:
- Znacie już pozostałych trybutów. A teraz radzę wam kłaść się spać, bo jutro
będziecie w Kapitolu, a wieczorem jest Parada Trybutów. Miłych snów życzę.
Patrzę, jak mentor wychodzi z pokoju. Wstaję z kanapy, mamroczę dobranoc.
Wychodzę z pomieszczenia i udaję się do mojego pokoju.
Nawet taka zwykła notka "czytam" lub "podoba mi się" daje mi motywacje do dalszego pisania. ;) Liczę na komentarze.
***
CZYTASZ = KOMENTUJESZNawet taka zwykła notka "czytam" lub "podoba mi się" daje mi motywacje do dalszego pisania. ;) Liczę na komentarze.