wtorek, 22 kwietnia 2014

Część Szósta


     Znajduję się w najładniejszym pokoju, jaki kiedykolwiek widziałam. Przedział przypomina jadalnie połączoną z salonem. Na środku stoi nakryty stół, wokoło niego rozstawione są cztery krzesła, a nad nim znajduje się żyrandol zrobiony z malutkich kryształków. W przedziale znajduje się duży telewizor. Na przeciwko niego ustawione są dwa fotele i kanapa. Jest tu jeszcze kilka małych stoliczków z przekąskami i napojami. Ściany pokryte są błękitno-zieloną tapetą. Cały przedział jest w morskim odcieniu.
        - Jest piękny – mówię i spoglądam jeszcze raz na całe pomieszczenie.
        - Jeżeli uważasz, że ten pokój jest taki świetny to nie widziałaś jeszcze prawdziwego piękna, moja droga – Candy patrzy na mnie, jakbym zachwycała się czymś zupełnie normalnym, przeciętnym.
        - No chyba, że mówisz o mnie. Jeśli tak, to doskonale znasz się na prawdziwym pięknie – W słowa opiekunki wcina się Nathan i uśmiecha się szeroko, aby pokazać swoje doskonałe białe ząbki.
        - Nie mówisz chyba poważnie, prawda?
        - Śmiertelnie poważnie – Chłopak łapie mnie za ręce i przyciąga do siebie głęboko spoglądając w moje oczy. 
        - Puść mnie – odpowiadam twardo. Nie przestaję wpatrywać się w jego błękitne oczy, aby nie myślał, że się go boję.
     Zza moich pleców słyszę głośne chrząkanie. Nathan przenosi szybko wzrok na osobę, która weszła do jadalni i jeszcze szybciej odsuwa się ode mnie. Tak, jakby się bał.
     Odwracam się i widzę Finnicka. Czyżby Nath bał się naszego mentora? Przyglądam się dokładnie mężczyźnie. Pod dość obcisłą koszulą można doskonale zauważyć świetnie wyrzeźbione mięśnie. Finnick należy do osób wysokich, ale nie olbrzymich. Włosy ma koloru brązowego, w niektórych miejscach są one jednak jaśniejsze, spowodowane jest to pewnie długim przesiadywaniem na słońcu. Kolor jego oczu jest prawie taki sam jak odcień morza, który otacza nasz dystrykt. 
        - Jeśli już mówimy o pięknie to masz tutaj prawdziwy przykład – mówię odważnie do trybuta wskazując na Finnicka. Przy mentorze czuję się bezpieczna. Wiem, że nic złego mi się nie stanie.
        - Nie podlizuj się, słoneczko – odpowiada mi cicho Nathan, tak aby Finnick nie mógł tego usłyszeć.
        - Nie podlizuję się, tylko wyrażam swoje zdanie. I nie nazywaj mnie „słoneczko”, bo tego pożałujesz.
     Podchodzę do jednego z zielonych foteli, siadam na nim po turecku i spoglądam z ukosa na mentora. Uśmiecha się i spogląda na mnie. Szybko odwracam wzrok na drugi koniec pomieszczenia.
     Przez jedne z dwóch drzwi wchodzi dość młody mężczyzna ubrany w biały strój. Od razu rozpoznaję w nim awoksa. Ze szkoły wiem, że awoksem staje się ten, który popełni przestępstwo przeciw władzy. Osobie takiej  kaleczy się język, żeby nigdy już nie mogła mówić. Zwracać się do nich można tylko rozkazując im.
        - A tak właściwie, to gdzie jest Candy? –pyta się Finnick. Ma wspaniały głos, jest muzyką dla uszu.
        - Gdzieś zniknęła – odpowiadam nie patrząc nadal na mentora. 
        - W takim razie, bądź tak miły i zaprowadź Arię do jej pokoju – mówi mężczyzna do awoksa. Nathan, pamiętasz już gdzie jest twoja sypialnia czy trzeba ci przypomnieć? – Tym razem zwraca się do trybuta chłodniejszym głosem.
        - Doskonale pamiętam, ale dziękuję – odpowiada chłopak, ale nie ma w jego tonie głosu ani trochę wdzięczności. 
        - Odświeżcie się, gdy będziecie gotowi przyjdźcie na kolacje – mówi Finnick i wychodzi drzwiami, którymi wcześniej wszedł. 

***

     Rozglądam się po luksusowym pomieszczeniu. Cały pokój jest w odcieniach niebieskiego. Wielkie łóżko pokryte jest delikatną kołdrą. Obok stoi stolik nocny, na którym leży niewielki pilot. Naprzeciwko łóżka znajduje się ogromna szafa. Otwieram ją i widzę półki wypełnione różnymi ubraniami i butami, które zrobione są z drogich materiałów.
     Kładę się na miękkim łóżku. Łzy zaczynają cieknąć mi po twarzy,  nie powstrzymuję ich. Nie mam już przed nikim ukrywać moich emocji. W końcu zdaję sobie sprawę, że jestem coraz bliżej Kapitolu, coraz bliżej śmierci. 
     Po lewej stronie szafy znajdują się oszklone drzwi, które z pewnością prowadzą do łazienki. Całe pomieszczenie jest pokryta zielonymi kafelkami. Wchodząc do niego od razu uwagę przykuwa potężny prysznic, do którego natychmiast się kieruję. Po kilku minutach rozszyfrowuję wszystkie przyciski na tarczy i myję się w letniej wodzie. Prysznic osusza moje ciało. 
     Na śnieżnobiałej umywalni stoi dużo specyfików. Nawet nie wiem do czego one służą. Czytam wszystkie etykiety, ale po kilku minutach daruję sobie i rozczesuje włosy, po czym spinam je w wysoki kucyk. 
Wchodzę do pokoju zawinięta w ręczniku i zatrzymuję się zszokowana. Na moim łóżku siedzi Nathaniel i spogląda na mnie uśmiechnięty.
        - Co ty tutaj, do cholery, robisz? – pytam się go zdenerwowana. 
        - Czekam na ciebie. Nie gorączkuj się tak, na paradzie możesz wystąpić nago. Nie krępuj się  – odpowiada chłopak obdarza mnie jednym ze swoich słodkich uśmiechów.
     No tak, nie myślałam o tym, na Paradzie Trybutów mogę pokazać się naga na oczach całego Panem. Mam nadzieję, że mój stylista ma trochę zdrowego rozsądku i nie każe mi tak występować.
        - Nadal nie rozumiem, co tutaj robisz. 
        - Mówiłem już, czekam na ciebie. Wreszcie możemy pobyć chwilę sami i porozmawiać jak za dawnych lat – oznajmia Nathan.
        - Wiem doskonale, że większość dziewczyn chciałaby pobyć z tobą sam na sam, ale od każdej zasady jest wyjątek. I w tym wypadku ja nim jestem – mówię i uśmiecham się szeroko.
        - Och, nie bądź już taka sztywna. Kiedyś chciałaś, żebym się tobą zajął – odpowiada trybut i wstaje z łóżka. Odruchowo stawiam kilka kroków do tyłu. 
        - Bardzo dobrze powiedziane. Kiedyś. Czas przeszły. Było, minęło i nie wróci. Wyjdź z mojego pokoju – Ostatnie zdanie mówię głośniej, aby chłopak zrozumiał, że go nie chcę.
     Nathan  wychodząc z pokoju trzapie drzwiami głośno.
     Nie przejmuję się chwilowym pobytem Nathaniela w moim pokoju i podążam do szafy. Po dłuższym rozmyślaniu zakładam czerwoną zwiewną sukienkę z czarnym sweterkiem oraz baletki. 
     Choć jestem gotowa idę do łóżka, leży na nim podarunek Sussy. Biorę bransoletkę do ręki i przyglądam jej się uważnie. Sussan sama ją zrobiła. Jest to pomalowany na niebiesko i szaro sznurek, z którego robi się sieci rybackie. Po chwili zastanowienia, zakładam bransoletkę na prawą rękę. Mam nadzieję, że przyniesie mi szczęście, tak jak mówiła przyjaciółka. 
     Kiedy wchodzę do głównego przedziału wszyscy już są. Zasiadamy do stołu i zaczynamy jeść. Pozostała trójka śmieję się i rozmawia ze sobą. Ja nie mam ochoty. Wolę w spokoju delektować się każdym kęsem potrawy, którą mam na talerzu. 
      Po posiłku Candy proponuje, abyśmy zobaczyli dożynki we wszystkich dystryktach. Siadamy wygodnie na kanapie, włączamy telewizor.
     Trybuci z Jedynki i Dwójki zgłosili się. Dziewczyna z Siódemki zaczęła strasznie płakać, zajęło trochę czasu, aż uspokoiła się na tyle, aby kontynuować dożynki. Drugim trybutem okazał się bliski trybutce chłopak, bo zaczęła jeszcze bardziej płakać niż wcześniej. Para z Jedenastki wygląda na groźnych. Reszta trybutów nie była godna zapamiętania. Wszyscy bali się, mieli zdziwione miny i łzy w oczach.
     Finnick wyłącza telewizor i zaczyna mówić:
        - Znacie już pozostałych trybutów. A teraz radzę wam kłaść się spać, bo jutro będziecie w Kapitolu, a wieczorem jest Parada Trybutów. Miłych snów życzę.
     Patrzę, jak mentor wychodzi z pokoju. Wstaję z kanapy, mamroczę dobranoc. Wychodzę z pomieszczenia i udaję się do mojego pokoju. 
 ***
 CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Nawet taka zwykła notka "czytam" lub "podoba mi się" daje mi motywacje do dalszego pisania. ;) Liczę na komentarze.

poniedziałek, 17 marca 2014

Część Piąta


Wszystko dzieje się tak szybko… 
Scena.
Sztuczny uśmiech opiekunki. 
Uścisk z Nathanem powodujący dużą dawkę bólu w mojej ręce. 
Ostatnie spojrzenie na mieszkańców Czwórki. 
Przejście do Pałacu Sprawiedliwości. 
Wciąż wydaję mi się, że to kolejny koszmar, który śni mi się zawsze na kilka dni przed dożynkami. Lecz tym razem to nie jest żaden głupi sen. To wszystko dzieje się naprawdę. Jak to jest w ogóle możliwe?
- Masz dosłownie kilka minut, żeby się pożegnać. Mamy i tak wielkie spóźnienie – Głos Candy wyrywa mnie z głębokiego zamyślenia. Opiekunka prowadzi mnie przez jakiś długi korytarz. Ściany pomalowane są na krwistoczerwony kolor, co kilka metrów znajdują się lampy, które oświetlają nam drogę. 
- Jeżeli mam, aż tak duże spóźnienie to, po co mamy się śpieszyć? – Pytam grzecznie i czekam, jak z tego pytania wybrnie opiekunka.
- Nie utrudniaj już tego wszystkiego, Anne – odpowiada White i ciągnie mnie za sobą.
- Słucham? Jak mnie nazwałaś? Jesteś, aż tak tępa, żeby zapomnieć, jak ma na imię twój trybut? Mam na imię Aria! Przeliterować ci? – W ciągu sekundy wpadam w gniew. Jak ta głupia masa plastiku może nie wiedzieć, jak ma na imię? Czuję się jak bomba, każde niewłaściwe słowo spowoduje mój wybuch.
- Zostaw ten gniew na arenę, a nie krzyczysz na biedną Candy. Każdy może się pomylić, a w szczególności ona. Nawet nie wiesz, jak jest bardzo zapracowana – Słyszę za sobą głos, który może należeć tylko do jednej osoby.
- A od kiedy bronisz głupich i słabych? – Pytam i prycham z pogardą.
- Jak już mówiłem każdy popełnia błędy. To jest właśnie najlepszy czas, aby je naprawić, więc nie rób więcej problemów. Ułatwisz wszystkim życie – przemawia chłopak udając mądrego. Co za idiota!
- Och, Nath. Ale z ciebie mądry chłopak – mówi opiekunka i wparuje się w trybuta, jakby był zrobiony cały z różnych świecidełek. – Tam są twoi rodzice. Idź się z nimi pożegnać.
Odwracam się do miejsca, gdzie pokazuje Candy. Przede mną ukazują się drzwi, których wcześniej nie widziałam. Nie pewnie dotykam klamki i ciągnę ją w dół. Po czym wchodzę do pomieszczenia. Jest to ten sam pokój, co wcześniej. Byłam w nim kilka godzin temu. Zmieniła się tylko jedna rzecz. Teraz ja jestem trybutem, z którą żegnają się bliscy. 
- Cześć? – Rodzice wpatrują się we mnie bez słowa. 
Na twarzy mamy widzę łzy. Uważała ona zawsze igrzyska za coś koniecznego, za coś, co musi się wydarzyć. Akceptowała to, jeżeli to nie jej dziecko brało udział w tej zabawie Kapitolu. Jednak teraz, gdy to ja jestem uczestnikiem igrzysk jest poglądy najwyraźniej się zmieniły.
- Och, skarbie. Chodź tu do mnie – mówi mama bardzo cicho.
Podchodzę do rodziców bez słowa i przytulam się do nich. Nigdy nie byliśmy rodziną, która okazywała sobie uczucia. Lecz teraz mam potrzebę tej bliskość. 
Ciszę przerywa tata:
- Pamiętaj, co mówili ci wszyscy instruktorzy na treningach. Na pewno udzieli ci pożytecznych rad. Z pewnością sobie poradzisz.
- Mentor pomoże ci ze znalezieniem sponsorów. Dasz radę, wierzymy w ciebie. Tylko tu wróć – Z każdym słowem głos mamy cichnie i zmienia się w łkanie. Jej oczy otacza jeszcze więcej łez.
- Spokojnie, mamo. Za jakiś czas tu wrócę i będzie jak dawniej – Nie lubię kłamać, ale taki widok matki nie sprawia, że jestem szczęśliwa. 
Jeszcze przez chwilę siedzimy w milczeniu, gdy do pokoju wchodzi Strażnik Pokoju i oznajmia, że skończył się nam czas. Całuję i przytulam się do rodziców po raz ostatni. 
 Zostaję sama. Siadam na jednym z foteli. Przypominam sobie wszystkie dobre chwile związane z rodzicami. Chcę pamiętać ich, jako pogodnych młodych ludzi, a nie takich jak zobaczyłam przed chwilą. 
Zamykam oczy, aby powstrzymać łzy, które zbierały się od jakiegoś czasu. Za moimi plecami otwierają się drzwi, spodziewam się, że zobaczę w nich opiekunkę lub mentora, lecz przede mną stoi Sussan. Szybkim krokiem podchodzi do mnie i rzuca się na moją szyję.
- Rzuty nożami wychodzą ci najlepiej, wykorzystaj to przy pokazie umiejętności. Masz świetną kondycję i szybko biegasz. To z pewnością pomoże ci przy pierwszych chwilach na arenie.  Umiesz pływać, więc masz już przewagę nad innymi. Przy sponsorach i sojuszu pomoże ci Finnick – Dziewczyna mówi tonem, jakby wierzyła w to, że będę jednym ze zwycięzców. Jedną z zalet Sussy jest jej wielka wiara. Gdy inni nie mają już nadziei ona nadal liczy na lepsze. 
- Mówisz tak, jakbyś miała to dokładnie zaplanowane. Jak byś wiedziała, że kiedyś trafię na arenę – odpowiadam i uśmiecham się do niej. 
- Trzeba być przygotowanym na wszystko – mówi i płacze coraz bardziej.
- Hej, nie smuć się. Nic wielkiego się nie dzieje – Przytulam się do dziewczyny. 
Nagle wpadam na pewien pomysł. Ręce przykładam do boków dziewczyny i zaczynam ją łaskotać. Z szybkością Sussy odwdzięcza się tym samym. Przez kilka minut tarzamy się po ziemi i śmiejemy się, jak za danych lat, gdy w każdej rzeczy dostrzegałyśmy coś śmiesznego.
- Przestań. To wcale nie jest śmieszne! – Krzyczy dziewczyna śmiejąc się.
- Nawet w najgorszych momentach trzeba znaleźć powód do uśmiechu.
Drzwi otwierają się z dużym łoskotem i naszym oczom ukazuje się mężczyzna.
- Skończył się wam czas – oznajmia ten sam Strażnik, co wcześniej wyprowadził rodziców.
- Pamiętaj, co ci mówiłam. Masz to bransoletka na szczęście, przyda ci się. Zrobiłam ją ostatnio, ale nie miałam okazji dać ci jej – mówi pośpiesznie Suzzy wciskając mi w rękę biżuterię. Przytuliła się do mnie, całuje w dwa policzki i odchodzi do drzwi.
- Żegnaj. Cieszę się, że cię poznałam. Będę za tobą naprawdę tęsknić. Kocham cię – mówię, zdając sobie doskonale sprawę, że widzę ją ostatni raz.
 -  Też cię kocha, Ari. Do zobaczenia – słyszę za sobą dziewczynę. – Za jakiś czas…
 Odwracam się i widzę jak drzwi zamykają się z Sussan o pięknych zielonych oczach i gęstych ciemnych włosach. Będę za nią tęsknić. To ona pomagała mi w najtrudniejszych chwilach mojego życia. Była zawsze przy mnie, byłyśmy jak siostry. A teraz nasze drogi rozchodzą się. Moja dróżka prowadzi na arenę. Do miejsca, gdzie zginę. Mam nadzieję, że będzie szczęśliwa, nawet wtedy, gdy mnie na tym świecie już nie będzie.
I tak właśnie znowu zostaję sama. Już nikt do mnie nie przyjdzie, nikt oprócz tych trzech osób nie będzie za mną tęsknić. 
Zamykam oczy i nasłuchuję, co dzieję się na korytarzu. Słyszę tylko odgłos szpilek. Po kilku minutach c drzwi otwierają się.
- Już czas wyjeżdżać, skarbie – słyszę ostrożny głos opiekunki za plecami. Pewnie boi się, że znowu wybuchnę i zacznę się na nią wydzierać.
*** 
W końcu udało mi się znaleźć trochę czasu i napisać. W tygodniu mam mnóstwo sprawdzianów, kartkówek itp. A w weekend wyjeżdżam albo na mecze albo na zawody. I nie mam kompletnie czasu. ;c
No dobra, koniec mojego żalenia się. ;) Liczę jak zwykle na wasze komentarze. Wystarczy mi nawet jak ktoś napiszę zwykłe "Czytam" czy "Podoba mi się bądź nie ". ;)

czwartek, 20 lutego 2014

Część Czwarta

Jak on mógł mnie pocałować? Co za idiota! Ale nikt tego nie widział, poza Finnickiem, oczywiście. Ale on nikomu przecież nie powie, że mnie ten dureń pocałował. Nawet go to pewnie nie wzruszyło. Odair ciągle widzi, jak się ludzie całują. On do tych ludzi nawet należy.
W ciągu kilku minut stoję przed drzwiami od mojego domu i próbuję się opanować, jakby to, co się zdarzyło nie miało w ogóle miejsca. Muszę wejść do domu uśmiechnięta, niech rodzice wiedzą, że cieszę się, że to nie ja jestem trybutem. Zmuszam się do uśmiechu, ale wygląda on pewnie jak grymas, lecz nic już z tym nie zrobię.
Otwieram drzwi i od razu widzę twarze moich rodziców, jakby na mnie czekali.
- Skarbie, tak mi przykro – Mama rzuca mi się na szyję i przytula mnie.
- Czemu? – pyta się ze zdziwieniem.
- Nathaniel. Wiemy, że się już nie przyjaźnicie, ale kiedyś byliście bardzo blisko – odpowiada mi i przytula mocniej.
- Mamo, ta przyjaźń już nie istnieje. A Nathan potwierdził to zgłaszając się na ochotnika. Proszę, zapomnijmy o tym, co było kiedyś – mówię i uśmiecham się – Obejrzyjmy dożynki w innych dystryktach. Chcę zobaczyć, jak to u nich wygląda.
Łapę rodziców za ręce i prowadzę do salonu. Zostawiam ich przy kanapie, a sama podchodzę do małego telewizora i włączam go. Spoglądam na zegar, za kilka minut zacznie się program. Nienawidzę go oglądać, ale muszę coś zrobić, żeby rodzice byli spokojni i się nie martwili. Zasiadam na fotelu i spoglądam na nich.
- Nienawidzę igrzysk, ale nie mogę doczekać się Parady Trybutów. Te wszystkie stroje.. Niektóre są naprawdę wspaniałe – mówię z entuzjazmem, fałszywym entuzjazmem. To prawda, nienawidzę igrzysk i wszystkiego, co jest z nimi związane.
- Tak, te stroje są świetne, z roku na rok coraz lepsze – odpowiada mama z uśmiechem na twarzy. Pewnie myśli, że zaczynam się interesować modą jak ona. Nie tym razem, mamo.
W końcu zaczyna się program. W ekranie telewizora ukazuję się Caesar Flickerman ubrany w granatowy garnitur z żaróweczkami. Ten prowadzący ma na sobie, co rok ten sam strój, jedyne, co zmienia się w jego wyglądzie to kolor włosów, ust i powiek, które są aktualnie fioletowe. Obok Caesara siedzi Claudius Templesmith. Ten natomiast ma na sobie dziwaczny strój, który wykonany jest z różnego rodzaju kokardek.
- Czekaliśmy bardzo długo na tą chwile! Nadszedł już czas, aby rozpocząć Siedemdziesiąte Pierwsze Głodowe Igrzyska! – Wesoły głos Caesara roznosi się po całym salonie.
Dla niektórych igrzyska to okres rozrywki, lecz więkość z nas widzi to, jako czas cierpienie. Śmierć wisi w powietrzu. Ale przecież to jest świetne, że niewinne dzieci muszą zabijać się nawzajem dla uciechy Kapitolu.
Gdy znów spoglądam na ekran telewizora widzę dożynki w Dystrykcie Pierwszym. Jak to u zawodowców jest dwóch ochotników. Tak samo dzieje się także w Dwójce. Nikogo to nie dziwi. Mieszkaniec tych dystryktów oraz naszego od małego dziecka uczy się jak posługiwać się bronią, żeby w późniejszym czasie przynieść chwałę dystryktowi.
W Trójce jest jednak inaczej. Nikt się nie zgłasza. Zostaje wylosowana piętnastoletnia blondynka o wielkich niebieskich oczach, która z uśmiechem idzie na scenę. Zupełnie jak by niezdawana sobie sprawy z tego, że jest trybutem i najprawdopodobniej zginie.  Pośród męskich przedstawicieli tego dystryktu wybrany jest trzynastoletni chłopiec, który jest tak chudy, że można by złamać go za pomocą jednego palca. Jak to na młodego trybuta na jego twarzy widać łzy.
Nie dowiaduję się, jak nazywa się ten chłopiec, bo monitor jest czarny. Spoglądam na rodziców zszokowana.
- Co się stało? – pytam, rodzice nie zdążają mi odpowiedzieć, bo na ekranie znowu się świeci.
- Z przykrością musimy poinformować, że trybutka z Dystryktu Czwartego, Scarlett Robinson, zginęła podczas bójki w pociągu, który zmierzał do Kapitolu. Pociąg już zawrócił i jedzie do tego dystryktu, aby wybrać trybuta zastępującego Scarlett – mówi Claudius wyjaśniając sytuacje.
Jest nadal możliwość, że to mnie wybiorą albo Sussy. I znów pojawiają się te dziwne skurcze w brzuchu, które zawsze mam przed dożynkami. Nie, to jakiś koszmar. Trybuci nigdy nie giną w pociągu. To jakiś żart. To nie jest możliwe.
- Aria…
Nie wiem, co mama powiedziała, ponieważ zagłusza ją gong, dokładnie ten, który zawsze wzywa nas na Plac Sprawiedliwości, aby wybrać trybutów. Ale tym razem będzie to tylko jedna osoba i to mogę być ja.
***
I wszystko dzieje się od początku. Wszystko jest takie same. Jedyne, co jest inne to fakt, że to są dożynki dziewcząt. Chłopcy nie mają nakłuwanych znów palców. Nie muszą czekać, aż opiekunka wyczyta nazwisko męskiego trybuta. Mogą spokojnie czekać i zamartwiać się dopiero za rok, na następnych dożynkach.
 Znowu jakaś kobieta nakłuwa mi palec. Ustawiam się w tym samym miejscu, co kilka godzin wcześniej. Rozglądam się na boki.
Nie widzę Sussy.
Nie ma jej.
Gdzie ona może być?
Czemu jej tu nie ma przy mnie?
Ktoś dotyka mojej ręki. To Susan, nie jestem już sama. Ona jest przy mnie.
- Spokojnie, nic się nie dzieje. Przedtem nas nie wybrali teraz też nie wybiorą – Dziewczyna doskonale wie, że zaczynam panikować – Po prostu oddychaj. Spójrz na scenę, jest już White. Za moment to się skończy. Jeszcze tylko kilka minut.
- Witajcie! Witajcie! Widzimy się już drugi raz. Nie jest to jednak tak radosne spotkanie jak wcześniej, ale jednak jest. Jak wszyscy wiecie nie żyje Scarlett Robinson. Została zaatakowana przez innych zawodników. Nie miała szans na walkę. Trybuci, którzy ją zabili widzieli w niej bardzo duże zagrożenie, więc postanowili się jej pozbyć jeszcze przed wejściem na arenę. Teraz wiecie, że mieszkańcy innych dystryktów są niebezpieczni. Zapamiętajcie to sobie! Mam jednak nadzieję, że trybutka, którą za moment wylosuję będzie także wspaniała i odważna jak Scarlett – Słowa, które wypowiedziała Candy na pewno nie były jej twórczości. Ktoś wymyślił je, gdy wracali do naszego dystryktu. Przecież ta głupia opiekunka nie wymyśliłaby tego – Nie będę już przedłużać. Jestem pewna, że każdy z nas chce się dowiedzieć, kto będzie trybutem.
Candy drepcze powoli do kuli z milionem małych karteczek i grzebie w niej przez kilka minut. W końcu wyciąga jedną i maszeruje z szerokim uśmiechem do mównicy.
- Dystrykt Czwarty w czasie Siedemdziesiątych Pierwszych Głodowych Igrzysk będzie reprezentować Aria Force! – wykrzykuje opiekunka – Chodź do mnie, skarbie. Czas najwyższy jechać do Kapitolu.
Susie puszcza moją rękę, którą wcześniej tak mocno trzymała, że teraz mam wrażenie, że cała krew z niej odpłynęła.
Nie jestem, aż tak popularna, żeby każda z otaczających mnie dziewczyn wiedziała jak mam na nazwisko i jak wyglądam. Jednak wszystkie rozeszły się na boki, jak najdalej ode mnie robiąc mi miejsce. Robiąc miejsce trybutowi.
Tych słów nigdy nie chciałam wypowiedzieć ani nawet nie chciałam tak o sobie myśleć, ale to jest prawda.
Jestem trybutem. 
*** 
W ostatnim czasie nie miałam w ogóle czasu, żeby coś napisać. Ciągle mam jakieś sprawdziany, kartkówki, milion prac domowych itp. Wiecie pewnie jak to jest...
Ta część też jest krótka, ale na nic dłuższego na aktualną chwilę mnie nie stać.
Pewnie każdy zauważył, Aria jednak jest trybutem. Śmiałam się trochę z Was jak pisaliście, że nie jest trybutem. :P Z początku naprawdę myślałam, żeby nie była nim, ale nie miałam żadnego pomysłu, jak miałabym rozwinąć akcję..  
Liczę na Wasze komentarze! ;**