Moje
nogi same zmierzały ku Pałacu Sprawiedliwości, gdzie trybuci spotykali się ze
swoimi najbliższymi.
Nawet
nie wiem, po co tam idę. Przez dwa lata nie rozmawiałam z Nathanem, więc co mu
teraz powiem? Że nie chciałam, żeby nasza przyjaźń się rozpadła? Ale to
przecież nie moja wina. To nie ja powiedziałam, że nasza znajomość nie ma już
sensu. Doskonale pamiętam tamten dzień.
Było słoneczne południe, jak zawsze
umówiliśmy się na plaży. Na naszym miejscu. Na początku znajomości wybraliśmy
jakiś zakątek, gdzie zawsze się spotykaliśmy. Zdecydowaliśmy się na dziką
plażę, tylko my ją odwiedzaliśmy. Widywaliśmy się przy wielkiej kłodzie, na
której zasiadaliśmy i potrafiliśmy rozmawiać przez wiele godzin.
Tego dnia to chłopak na mnie czekał.
Zaniepokoiłam się tym, ponieważ to ja zawsze przybywałam na miejsce pierwsza.
Nathan przychodził przede mną tylko wtedy, gdy miał mi coś ważnego do
powiedzenia.
- Witaj – powiedziałam do chłopaka,
który wpatrywał się w morze.
- Ooo, już jesteś. Cześć, cześć –
odpowiedział Nathan dziwiąc się, że już przybyłam.
Usiadłam koło niego na kłodzie i
patrzyłam się na piasek czekając, aż chłopak zacznie mówić. Nastąpiła długa i
irytująca cisza.
- Nathan, co się dzieje? – spytałam
nie mogąc wytrzymać milczenia.
- Nic się nie stało, a co miało się
stać? – Chłopak wyglądał na zaniepokojonego.
- Ej, wiem, że coś się wydarzyło,
bo nigdy nie przychodzisz przede mną, chyba, że masz mi coś ważnego do
przekazania. A poza tym wyglądasz na zmartwionego – Nie spojrzał na mnie od
mojego pojawienia się. – Najgorsza prawda jest lepsza niż kłamstwo.
- Nie myśl sobie, że jest mi tak
łatwo o tym mówić. To nie ty musisz zrezygnować z osoby, na której ci zależy,
żeby należeć do Ekipy! - Chłopak zrobił
małą pauzę i spojrzał na mnie - Wiesz doskonale, że chcę w niej być i zrobiłem
już wszystko, o co mnie prosili. I zostało mi jedno zadanie! Przestać
przyjaźnić się z tobą! Oni twierdzą, że spadniesz na dno, a ja razem z tobą. A
ja tego nie chcę! Nie chcę się stoczyć! Ja nie mogę! Ja muszę być na górze!
Wpatrywałam się na niego nie mogąc
powiedzieć ani jednego słowa. Wiedziałam, że jego marzeniem jest bycie
członkiem tej grupy, ale nie jest to dla niego takie ważne jak nasza przyjaźń.
Ekipa to kilkanaście osoby, które
są popularne, płeć przeciwna za nimi szaleje, a przede wszystkim umieją
posługiwać się doskonale bronią. Jednym słowem młodzież, która jest świetnym
kandydatem na trybuta.
- Czyli wolisz być w jakiejś
głupiej Ekipie i przyjaźnić się z ludźmi tylko, dlatego, że są popularni i
super władają bronią? Ktoś mówi ci, żebyś przestał się ze mną przyjaźnić, więc
przestajesz? Jeśli ktoś każe ci skoczyć w ogień to też skoczysz dla niego? Nie
umiesz sam dokonywać wyboru? Przecież możesz przyjaźnić się z kimkolwiek
chcesz, to twoja decyzja! – Wybuchłam, jeszcze nigdy nie poczułam się taka
wściekła, jak byłam tamtego dnia.
- Aria, wiesz to dla mnie ważne –
Nathan mówił cichym głosem. Wiedziałam, że już dokonał wyboru.
- W takim razie ja nie jestem
ważne. Mogłeś mi powiedzieć na początku, że nie będziesz się chciał przyjaźnić,
gdy nadarzy się jakaś okazja! Jesteś skończonym idiotą! Wynoś się stąd! – Słowa
same wydobywały się z moich ust. Gniew buzował we mnie.
- Aria... – zaczął chłopak.
- Po prostu stąd idź! –
powiedziałam, chłopak odwrócił się powoli i zaczął iść w kierunku swojego domu,
który był niedaleko.
Gdy straciłam Nathana z oczu
zaczęłam płakać. Łzy leciały, jedna po drugie.
Od
tamtego dnia nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Nathan osiągnął to, co
chciał, należał do Ekipy. Wszystkie dziewczyny za nim szalały, każdy chłopak
chciał się z nim przyjaźnić.
Gdy
wchodzę do pałacu na mojej drodze staje Strażnik Pokoju ubrany w biały kostium
z mieczem przy pasie i spogląda na mnie pytająco.
-
Chciałabym spotkać się z trybutem, Nathanielem Nortonem – mówię pewnym siebie
głosem.
-
Wsiądź do windy i pojedź na drugie piętro. Po wyjściu z niej skręć w prawo,
następnie poczekaj, aż ktoś wyjdzie z pomieszczenia – Strażnik tłumaczy mi, jak
dotrzeć do pokoju, gdzie jest trybut.
Wykonuję
wszystkie polecenia. Na korytarzu jest tylko ciemnowłosy chłopak. Poznaję go,
jest to aktualnie najlepszy przyjaciel Nathana – Jonathan. Spogląda on na mnie lekko zaskoczony i
wpatruje się na mnie.
-
Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha albo jestem taka piękna, że nie możesz oderwać
ode mnie wzroku – mówię z lekkim sarkazmem i puszczam mu oczko.
- Po prostu… nie powinno cię tu być – odpowiada
chłopak nadal wpatrując się we mnie.
-
Ale jak widać jestem tu. Chciałam się po prostu pożegnać. Chyba, że tego nawet nie mogę. Może
wyniesiesz mnie, żebym z nim nie porozmawiała, co? – Uśmiecham się szeroko.
-
Zabawna jesteś. Może…
Chłopak
nie zdążył skończyć, bo z pokoju wyszli rodzice Nathana. Obydwoje spojrzeli się
na mnie zdziwieni jak Jonathan i odeszli w ciszy. Po chwili tylko ja byłam na
korytarzu. Czekałam, minuty dłużyły się niemiłosiernie, ale uporczywie
oczekiwałam mojego spotkania z dawnym przyjacielem.
W
końcu drzwi otworzyły się i wyszedł z nich chłopak i powiedział:
-
Do zobaczenia, Aria.
Uśmiechnęłam
się w odpowiedzi i weszłam do pokoju. Na beżowych ścianach rozwieszone są obrazy, wszystkie ukazują triumfatorów
z Czwartego Dystryktu. W pomieszczeniu
znajdują się tylko dwa czerwone fotele oraz duża sofa, na której siedzi
chłopak.
Gdy zauważa moją osobę wygląda na bardzo zdziwionego. Pewnie liczył na
kogoś innego, ale to ja tutaj stoję i chcę się z nim pożegnać.
- Hej - Z moich ust wydobywa się cichy głos.
- Nie sądziłem, że przyjdziesz. Nie myślałem w ogóle, że się jeszcze
zobaczymy – odpowiedział Nathan.
- Jak widać jestem pełna niespodzianek – mówię i puszczam mu oczko –
Jeśli myślałeś, że przyjdzie tutaj twoja dziewczyna, o ile ową masz, to się
troszkę pomyliłeś, bo już nikogo nie ma na korytarzu – Widząc, że z jego twarzy
znika uśmiech mówię dalej – To zadziwiające jak ludzi postępują, nie uważasz?
Ufasz im, liczysz na nich. A oni, co robią? Zostawiają cię. Wybierają
najłatwiejszą opcję. Lepiej jest zostawić kogoś i zapomnieć niż pokonać
przeszkody, które stoją na twojej drodze.
- Przestań prawić mi kazania. Przecież niczego nie zmienisz – odpowiada
chłopak gniewnym tonem.
- A myślisz, że chciałabym to zmienić? Ja nic takiego nie powiedziałam
i nigdy nie powiem – Każde słowo wypowiadane przeze mnie sprawiało mi
przyjemność. Widzę w oczach Nathana, że boli go to, co mówię. Nie czuję żadnych
wyrzutów sumienia. Chcę, żeby cierpiał tak ja, gdy mnie zostawił.
- Och, przestań już kłamać. Wiem, że to wszystko kłamstwo. Pamiętam,
jak na mnie patrzyłaś. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że podobam ci się –
Chłopak wstał z sofy i zaczął powoli iść w moim kierunku.
- Patrzyłam się na ciebie, jak na przyjaciela, jak na osobę, która
zawsze przy mnie będzie, ale jak widać myliłam się – W czasie wypowiadania tych
słów zamknęłam oczy, gdy je otworzyłam Nathan stał kilka centymetrów ode mnie.
- Wiem, że ci się podobałem i nadal ci się podobam – Gdy sens tych słów
dochodzi do mnie chłopak już przyciąga mnie mocno do siebie i całuje.
Zawsze chciałam pocałować Nathana, choć raz. Ale teraz to nie jest ten
sam chłopak, co kiedyś. To nie jest już mój Nathan.
Próbuję wydostać się z jego uścisku, ale jest za silny. Szerpę się,
choć nic to nie daje.
- Skończyłeś już? – Gniewny głos mentora sprawia, że Nathan odsuwa się ode
mnie.
- Tak, teraz już tak – odpowiada chłopak i uśmiecha się głupkowato.
- Ale ja nie – mówię. W mgnieniu oka znajduję się znów naprzeciwko
trybuta. Moja ręka zmierza do policzka Nathana i uderza go z całej siły.
Gdy chłopak orientuje się, co się stało ja już stoję przy drzwiach.
- Obyś zginął na tej arenie – mówię mściwo, po czym odwracam się na
pięcie, mijam zwinnie Finnicka i wychodzę z pomieszczenia.
***
W końcu napisałam kolejną część. Według mnie - szału nie ma, dupy nie urwało, ale nie mogłam nic lepszego napisać. :/
Ale może następny rozdział będzie lepszy. I będzie się więcej działo. ;)