wtorek, 22 kwietnia 2014

Część Szósta


     Znajduję się w najładniejszym pokoju, jaki kiedykolwiek widziałam. Przedział przypomina jadalnie połączoną z salonem. Na środku stoi nakryty stół, wokoło niego rozstawione są cztery krzesła, a nad nim znajduje się żyrandol zrobiony z malutkich kryształków. W przedziale znajduje się duży telewizor. Na przeciwko niego ustawione są dwa fotele i kanapa. Jest tu jeszcze kilka małych stoliczków z przekąskami i napojami. Ściany pokryte są błękitno-zieloną tapetą. Cały przedział jest w morskim odcieniu.
        - Jest piękny – mówię i spoglądam jeszcze raz na całe pomieszczenie.
        - Jeżeli uważasz, że ten pokój jest taki świetny to nie widziałaś jeszcze prawdziwego piękna, moja droga – Candy patrzy na mnie, jakbym zachwycała się czymś zupełnie normalnym, przeciętnym.
        - No chyba, że mówisz o mnie. Jeśli tak, to doskonale znasz się na prawdziwym pięknie – W słowa opiekunki wcina się Nathan i uśmiecha się szeroko, aby pokazać swoje doskonałe białe ząbki.
        - Nie mówisz chyba poważnie, prawda?
        - Śmiertelnie poważnie – Chłopak łapie mnie za ręce i przyciąga do siebie głęboko spoglądając w moje oczy. 
        - Puść mnie – odpowiadam twardo. Nie przestaję wpatrywać się w jego błękitne oczy, aby nie myślał, że się go boję.
     Zza moich pleców słyszę głośne chrząkanie. Nathan przenosi szybko wzrok na osobę, która weszła do jadalni i jeszcze szybciej odsuwa się ode mnie. Tak, jakby się bał.
     Odwracam się i widzę Finnicka. Czyżby Nath bał się naszego mentora? Przyglądam się dokładnie mężczyźnie. Pod dość obcisłą koszulą można doskonale zauważyć świetnie wyrzeźbione mięśnie. Finnick należy do osób wysokich, ale nie olbrzymich. Włosy ma koloru brązowego, w niektórych miejscach są one jednak jaśniejsze, spowodowane jest to pewnie długim przesiadywaniem na słońcu. Kolor jego oczu jest prawie taki sam jak odcień morza, który otacza nasz dystrykt. 
        - Jeśli już mówimy o pięknie to masz tutaj prawdziwy przykład – mówię odważnie do trybuta wskazując na Finnicka. Przy mentorze czuję się bezpieczna. Wiem, że nic złego mi się nie stanie.
        - Nie podlizuj się, słoneczko – odpowiada mi cicho Nathan, tak aby Finnick nie mógł tego usłyszeć.
        - Nie podlizuję się, tylko wyrażam swoje zdanie. I nie nazywaj mnie „słoneczko”, bo tego pożałujesz.
     Podchodzę do jednego z zielonych foteli, siadam na nim po turecku i spoglądam z ukosa na mentora. Uśmiecha się i spogląda na mnie. Szybko odwracam wzrok na drugi koniec pomieszczenia.
     Przez jedne z dwóch drzwi wchodzi dość młody mężczyzna ubrany w biały strój. Od razu rozpoznaję w nim awoksa. Ze szkoły wiem, że awoksem staje się ten, który popełni przestępstwo przeciw władzy. Osobie takiej  kaleczy się język, żeby nigdy już nie mogła mówić. Zwracać się do nich można tylko rozkazując im.
        - A tak właściwie, to gdzie jest Candy? –pyta się Finnick. Ma wspaniały głos, jest muzyką dla uszu.
        - Gdzieś zniknęła – odpowiadam nie patrząc nadal na mentora. 
        - W takim razie, bądź tak miły i zaprowadź Arię do jej pokoju – mówi mężczyzna do awoksa. Nathan, pamiętasz już gdzie jest twoja sypialnia czy trzeba ci przypomnieć? – Tym razem zwraca się do trybuta chłodniejszym głosem.
        - Doskonale pamiętam, ale dziękuję – odpowiada chłopak, ale nie ma w jego tonie głosu ani trochę wdzięczności. 
        - Odświeżcie się, gdy będziecie gotowi przyjdźcie na kolacje – mówi Finnick i wychodzi drzwiami, którymi wcześniej wszedł. 

***

     Rozglądam się po luksusowym pomieszczeniu. Cały pokój jest w odcieniach niebieskiego. Wielkie łóżko pokryte jest delikatną kołdrą. Obok stoi stolik nocny, na którym leży niewielki pilot. Naprzeciwko łóżka znajduje się ogromna szafa. Otwieram ją i widzę półki wypełnione różnymi ubraniami i butami, które zrobione są z drogich materiałów.
     Kładę się na miękkim łóżku. Łzy zaczynają cieknąć mi po twarzy,  nie powstrzymuję ich. Nie mam już przed nikim ukrywać moich emocji. W końcu zdaję sobie sprawę, że jestem coraz bliżej Kapitolu, coraz bliżej śmierci. 
     Po lewej stronie szafy znajdują się oszklone drzwi, które z pewnością prowadzą do łazienki. Całe pomieszczenie jest pokryta zielonymi kafelkami. Wchodząc do niego od razu uwagę przykuwa potężny prysznic, do którego natychmiast się kieruję. Po kilku minutach rozszyfrowuję wszystkie przyciski na tarczy i myję się w letniej wodzie. Prysznic osusza moje ciało. 
     Na śnieżnobiałej umywalni stoi dużo specyfików. Nawet nie wiem do czego one służą. Czytam wszystkie etykiety, ale po kilku minutach daruję sobie i rozczesuje włosy, po czym spinam je w wysoki kucyk. 
Wchodzę do pokoju zawinięta w ręczniku i zatrzymuję się zszokowana. Na moim łóżku siedzi Nathaniel i spogląda na mnie uśmiechnięty.
        - Co ty tutaj, do cholery, robisz? – pytam się go zdenerwowana. 
        - Czekam na ciebie. Nie gorączkuj się tak, na paradzie możesz wystąpić nago. Nie krępuj się  – odpowiada chłopak obdarza mnie jednym ze swoich słodkich uśmiechów.
     No tak, nie myślałam o tym, na Paradzie Trybutów mogę pokazać się naga na oczach całego Panem. Mam nadzieję, że mój stylista ma trochę zdrowego rozsądku i nie każe mi tak występować.
        - Nadal nie rozumiem, co tutaj robisz. 
        - Mówiłem już, czekam na ciebie. Wreszcie możemy pobyć chwilę sami i porozmawiać jak za dawnych lat – oznajmia Nathan.
        - Wiem doskonale, że większość dziewczyn chciałaby pobyć z tobą sam na sam, ale od każdej zasady jest wyjątek. I w tym wypadku ja nim jestem – mówię i uśmiecham się szeroko.
        - Och, nie bądź już taka sztywna. Kiedyś chciałaś, żebym się tobą zajął – odpowiada trybut i wstaje z łóżka. Odruchowo stawiam kilka kroków do tyłu. 
        - Bardzo dobrze powiedziane. Kiedyś. Czas przeszły. Było, minęło i nie wróci. Wyjdź z mojego pokoju – Ostatnie zdanie mówię głośniej, aby chłopak zrozumiał, że go nie chcę.
     Nathan  wychodząc z pokoju trzapie drzwiami głośno.
     Nie przejmuję się chwilowym pobytem Nathaniela w moim pokoju i podążam do szafy. Po dłuższym rozmyślaniu zakładam czerwoną zwiewną sukienkę z czarnym sweterkiem oraz baletki. 
     Choć jestem gotowa idę do łóżka, leży na nim podarunek Sussy. Biorę bransoletkę do ręki i przyglądam jej się uważnie. Sussan sama ją zrobiła. Jest to pomalowany na niebiesko i szaro sznurek, z którego robi się sieci rybackie. Po chwili zastanowienia, zakładam bransoletkę na prawą rękę. Mam nadzieję, że przyniesie mi szczęście, tak jak mówiła przyjaciółka. 
     Kiedy wchodzę do głównego przedziału wszyscy już są. Zasiadamy do stołu i zaczynamy jeść. Pozostała trójka śmieję się i rozmawia ze sobą. Ja nie mam ochoty. Wolę w spokoju delektować się każdym kęsem potrawy, którą mam na talerzu. 
      Po posiłku Candy proponuje, abyśmy zobaczyli dożynki we wszystkich dystryktach. Siadamy wygodnie na kanapie, włączamy telewizor.
     Trybuci z Jedynki i Dwójki zgłosili się. Dziewczyna z Siódemki zaczęła strasznie płakać, zajęło trochę czasu, aż uspokoiła się na tyle, aby kontynuować dożynki. Drugim trybutem okazał się bliski trybutce chłopak, bo zaczęła jeszcze bardziej płakać niż wcześniej. Para z Jedenastki wygląda na groźnych. Reszta trybutów nie była godna zapamiętania. Wszyscy bali się, mieli zdziwione miny i łzy w oczach.
     Finnick wyłącza telewizor i zaczyna mówić:
        - Znacie już pozostałych trybutów. A teraz radzę wam kłaść się spać, bo jutro będziecie w Kapitolu, a wieczorem jest Parada Trybutów. Miłych snów życzę.
     Patrzę, jak mentor wychodzi z pokoju. Wstaję z kanapy, mamroczę dobranoc. Wychodzę z pomieszczenia i udaję się do mojego pokoju. 
 ***
 CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Nawet taka zwykła notka "czytam" lub "podoba mi się" daje mi motywacje do dalszego pisania. ;) Liczę na komentarze.